czwartek, 27 czerwca 2013

Malujemy, można jeść

Obiad "się robi". Dziś mój najulubieńszy, Syna zresztą chyba też - pieczony dzwonek łososia w ziółkach, pieczone młode ziemniaczki i fasolka podsmażana z bułką tartą - nie jest to najszczęśliwsze (czytaj najlżejsze dla żołądka) połączenie, ale trudno. Dzień w dzień kaszy jaglanej jeść się zwyczajnie nie da :) Więc skoro obiad się robi, matula chwyciła za 3 słoiczki po deserach Gerbera, podpisała je, w misce umiesiła mąkę kukurydzianą z wrzątkiem*, dodała koloru w postaci barwnika spożywczego i chlust do słoiczków. Czekają, matula też. Z trzepotem serca. I wielką nadzieję na zainteresowanie ze strony Małolata. Malarstwo piękna rzecz. A już tak pięknymi rączynami, to w ogóle. Trzepot serc + zawrót głowy. Oho, jeszcze chwila i zawał. Buhaha!

* Przeszukując sieć w końcu znalazłam coś, co będzie odpowiedzią na rozwój twórczej strony Syna (czyli chlastu-chlastu, rozwalanka naokoło siebie ["Mamo, Mamo, patrz jak ładnie ściana wygląda!" - można wyczytać z oczu], a potem mamunia sprząta; więc skoro mam sprzątać to chociaż wolę mieć satysfakcję z tego, że sama to stworzyłam, napracowałam się, poświęciłam czas gdy Syn śpi zamiast np. zrobić sobie paznokcie. No a że sprzątania będzie... i że sama w sumie jestem sobie winna - cóż, chciała żem, to mam). A z drugiej strony to coś pozwoli mi spokojnie patrzeć jak Dzieć artystycznie się rozwija i ......... się nie truje chemią jaką. A przy okazji będzie miał "przekąskę". Bo w TAKIM WIEKU przekąskę można mieć na każdym kroku - w piaskownicy ("oo, ta plastikowa łopatka jest dużo mocniejsza, trzeba mocniej gryźć"), na chodniku, koło miski psa, w samochodzie (np. okruchy ciastek na siedzeniach i podłodze - normalka), w łazience (kto zostawił mydło na podłodze?!?!?! samo spadło?!?!?!). Więc skoro w tak oczywistych miejscach jest żarcie, to na pędzelku pewnie też :-]
Więc jak to zje, to się chociaż nie pochoruje. No chyba, że zje za dużo bo jeść lubi, ale nie przewiduję bo smakowo ten wynalazek plasuje się na liście "dań" z serii "tfu, ble, tfu! wooooddyyyy!". Dla cudnego żółtego koloru - kurkuma z pieprzem (bo akurat taką mieszanką dysponuję; nota bede znakomity dodatek do wszelkiej maści dań i to dodatek o działaniu antynowotworowym), brąz z gorzkiego kakao - dałam dwie łyżeczki dla intensywnego koloru i antywaloru smakowego :) Trzeci kolor miał być zielonopodobny albo czerwony ale nie znalazłam nic takiego w kuchni co by taki odcień nadało, a Mąż do tej pory - proszony dwukrotnie - nie zamówił barwników spożywczych, więc dałam tylko 1 łyżeczkę kakao. Dzisiejsza praca będzie więc w kolorach ziemi. Bądźmy eko także w atelier.)

Czekamy dalej. Dzieć śpi już 3 godziny.

....

A jak wstał, to z ojcem na plac zabaw poszedł i tyle było malowania.
Czyli twórcza praca plastyczna przełożona na kolejny dzień. Się napaliłam a tu jak zwykle. :-)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz