wtorek, 23 września 2014

Słowne kalambury czyli kreatywność

Najpierw czekaliśmy na gaworzenie, potem na pierwsze proste słowa Synka - z wypiekami na twarzach, a jakże. Nie my jedyni, no jasne. Potem na te dłuższe słowa, które następnie łączone były z różnymi dźwiękami. Czekaliśmy, czasem troszkę zazdroszcząc innym rodzicom, że ich szkraby już tyle mówią, ale wiedzieliśmy, że nasz Synek potrzebuje czasu, że ma swój rytm i ta kolejność rozwoju poszczególnych umiejętności jest właściwa. Gdy wsłuchujesz się w dziecko, widzisz i słyszysz więcej. Walczyć wtedy trzeba jedynie ze swoimi pragnieniami, żeby już zaczęło chodzić, biegać, mówić, żeby było bardziej samodzielne, żeby to, żeby tamto... A ono np. ciągle raczkuje, albo tylko się do ciebie uśmiecha i nica więcej poza "mama" nie chce mówić, albo nieustannie bawi się jednym typem zabawek. Do czasu. Bo w pewnej chwili następuje zwrot. Nawet trudno nam obojgu teraz określić, kiedy to się zaczęło, doczekaliśmy się boomu i ... teraz mamy cośmy chcieli :-)

W maju padły pamiętne "Ja sam niam niam", a w czerwcu posypały się kolejne zdania: "ja piję", "ja idę siam". Jest wrzesień. Antoś poczynił tak kolosalne zmiany w rozwoju mowy, całej motoryki i ogólnie zrobił się z niego mały chłopiec, nie "dzidzia" żadna, że oboje z Mężem nie możemy się napatrzeć i nadziwić. Od tygodnia określenia znane tylko nam przekształcają się i nabierają coraz bardziej oczywistych brzmień i kształtów.
Przykłady: "idiemy nia" to już zwyczajnie "idziemy na pacel" (spacer), a "lyba" to już nie cmoknięcie. Do tego ta ryba to "supel lyba".
Synek przypomina mi o wielu rzeczach: "Mamo, patetaj kupit bułe" (pamiętaj żeby kupić),
dopytuje gdzie co jest: "A dzie je jete siita?" (a gdzie jest jeszcze szynka?),
albo stwierdza fakty: "bizia noc" (zbliża się noc).
Konkretnie mówi co chce: "daj mi masiem bułe" (bułkę z masłem)
albo stanowczo stwierdza, że "u nas je siaambo, nie ma kalitaty" (szambo vs. kanalizacja)

Po mistrzowsku buduje długie zdania: "Czemu mama i Antoś nie idą do pjacy?"
i zaskakuje rozwalającym na łopatki konkretem: "mama obiecała, ze Antoś ziupę je a potem idzie na pjac ziabaw" (że jak Antoś zje zupę, to potem pójdzie na plac zabaw).

Kalamburem było dziś Antosiowe zdanie:
"Mamo daj mi siabę".
Zachodzę w głowę, nie wiem o czym mówi. Pytam więc "co to?", "co się tym robi?".
"Maluje" - odpowiada syn.
"Chcesz farbę?".
Pada "tak" ukoronowane uśmiechem.






niedziela, 21 września 2014

Efekt Michała Anioła

Ludzie drodzy, nawet nie wiedziałam, że coś takiego w ogóle jest! Ale już wiem, że jest i bardzo mi się podoba! Szerzej o tym tutaj (cały artykuł), a poniżej wyłuskałam (to co dla mnie) najważniejsze.

Efekt Michała Anioła to "wydobywanie potencjału, pragnień, marzeń i celów z drugiej osoby". Został zbadany w relacjach miłosnych. Powstaje pytanie czy podobny efekt można osiągnąć również w relacjach rodzic-dziecko. 

A można i to z konkretnym wynikiem. Szok normalnie :) Ale przecież kształtujemy od małego, czyli żeby szczęśliwe dziecko mieć warto "proces kształtowania szczęśliwego człowieka (...) rozpocząć już w dzieciństwie". Warto mieć to na uwadze co/jak mówić (mama) i co robić (tata).


Dowiodły tego pierwsze tego typu w Polsce badania, przeprowadzone przez psychologa Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej:


- słowa i zachowanie rodzica wobec dzieci mogą mieć duży wpływ na proces „rzeźbienia” ich przez bliskich 

- słowa te mogą przyczynić się do realizacji, spełnienia ich własnych marzeń i celów związanych z własną osobą.

W przypadku chłopców:
to SŁOWA MATKI, a nie sposób w jaki się zachowuje wobec syna, motywują go do zbliżania się do własnego ideału
Pozytywne komunikaty matki wobec syna będą prawdopodobnie miały wpływ nie tylko na chwilowe zachowanie, ale także na jego przyszłe relacje z partnerką
Jak formułować taki komunikat? Jeśli naszym marzeniem jest aby syn został muzykiem wówczas matka, która chce wspomóc jego pasję, powinna mówić: „podoba mi się twoja gra na pianinie, szybko się uczysz, jesteś bardzo uzdolniony i jestem z ciebie dumna."

- zachowanie ojca wspierające pasje syna powoduje przybliżanie się do idealnego obrazu siebie.

Jeśli ojciec wie, że syn pragnie być piłkarzem to gra z nim często w piłkę, nawet jeśli za tym nie przepada. 

W przypadku córki:

- córki przybliżają się do wymarzonego ideału, kiedy ojcowie wspierają je w racjonalnym i intuicyjnym myśleniu
- kiedy matki pozwalają uwolnić emocje i ekspresję uczuć. 
- akceptacja, wspieranie i pozytywne postrzeganie może wpływać na ich dobre życie w związku partnerskim w przyszłości.

Sposób, w jaki rodzic, a potem partner życiowy postrzega drugą osobę ma związek z tym, jakie aktywności i działania ona podejmuje. W bliskich relacjach działa zasada „jak mnie postrzegasz taki obraz we mnie wzmacniasz”. Zakładając, że moje idealne JA to obraz mnie jako pływaka, to słowa ojca lub męża, że doskonale pływam, mogą motywować mnie, do jeszcze większego wysiłku i startu w zawodach. To daje mi szczęście, bo realizuję własny, idealny obraz siebie.


Święte słowa.







Dziecko na Warsztat

Allle się będzie działo!! Ochoczo choć z pewną dozą nieśmiałości przystępujemy z Synkiem do II edycji projektu Dziecko na Warsztat, podczas której będziemy na różne sposoby podróżować po świecie malując, wyklejając, dłubiąc i ciapiąc się w różnych maziach, szukając, pytając i czytając, niezmordowanie inspirując się pomysłami innych a w szczególności czerpiąc z tego, co nas otacza - tu i tam, tuż obok i tam poza oceanem. Bo tematem przewodnim są podróże, te małe i te duże. Będziemy podróżować po całym globie przez 10 miesięcy. Start i relacja z pierwszego warsztatu pojawi się u nas (oraz na pozostałych blogach uczestniczących w projekcie) już 29 września.



Harmonogram projektu Dziecko na Warsztat:

29 września – warsztat dotyczący najbliższego otoczenia/środowiska lokalnego; temat przewodni: legenda/opowieść/historyjka/bajka
27 października – warsztat dotyczący Polski lub kraju, w którym obecnie mieszkamy; temat przewodni: znana/wybitna osoba
24 listopada – DnW w Afryce; temat przewodni: rękodzieło/sztuka ludowa
22 grudnia – Podróż do Ameryki Południowej. A że okres okołoświąteczny to tematem przewodnim będą święta/tradycje/zwyczaje związane z Ameryką Południową.
26 stycznia – Pora na Amerykę Północną. Temat przewodni: muzyka/piosenka
23 lutego – Będzie zimno, bo DnW rusza na podbój Antarktydy. Temat przewodni: świat przyrody (i fauna i flora).
30 marca – W marcu będziemy w Australii. Temat przewodni to sztuka
27 kwietnia – Odwiedzimy świat orientu czyli Azję. Tematem przewodnim będzie język
25 maja – Wracamy do Europy. Temat przewodni: kulinaria
22 czerwca – jeśli lubicie podróże – to ten warsztat zdecydowanie dla Was :) – każdy uczestnik wybierze swój ulubiony kraj; temat przewodni: zabytki

Do dzieła! :-)



środa, 14 maja 2014

Jem sam

Podczas jedzenia zupy Antoś dumnie uniósł łyżkę i powiedział z uśmiechem połączonym z dumą: "Ja jaam".
Mama z radością odpowiedziała: "Tak, jesz zupę. Powiedz: <<Ja jEm>>"
A: Ja JEMM (i szerokie uśmiechy na obu twarzach)
M: Ja jem zupę. Powiedz "Ja jem sam". (mama dociekała dalej)
Moment namysłu u Syna....
A: "Ja sam niam niam".

:)


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Pampers vs. nocnik i sedes



Od kilku dni słyszę nad uchem dyszące, sapiące poczucie winy. Coś na kształt tej kosmatej paniki od pana Cejrowskiego. Udaję, że jej nie słyszę, ignoruję ale wiem, że jest, choć nie chcę aby była. Skąd to wszystko? Ano z tego że my jeszcze w pieluchach, a przecież Syn ma już (!) dwa i pół roku na karku - mówią. Doszły do tego jeszcze argumenty najbliższego otoczenia (znajomi, całe szczęście nie rodzice), że taki duży, że w sumie to już informuje kiedy robi siusiu i kupkę do pampersa, no ale to najwyższy czas, że jak to pieluchy, zaraz do przedszkola pójdzie a tu takie akcje.. Tekst w stylu „taki stary koń” (dzięki Bogu nie wystosowany bezpośrednio do nas, tylko w kontekście 2,5 latka Kogośtam - bo inaczej to trzepnęłabym jak nie ręką, to mięsem między oczy autora cytowanych słów). Wiem, wszystko w dobrej wierze, z rzekomej troski. Tylko po co się wchrzaniać w czyjeś decyzje, metody rodziców a w szczególności w rytm i tempo dziecka. Poganianie Malucha żeby nie było gorsze? Dziękuję, postoję. Do kompletu nawałnicy myśli i rozważań doszła jeszcze rozmowa z jedną moją znajomą, która praktycznie całe 20 minut spotkania poświęciła na wychwalanie jak to jej 9-ciomiesięczniak jest regularnie wysadzany na nocnik i jak cudnie się do niego załatwia. Aż się spotkań odechciewa.

Seledynowy nocnik stoi w łazience, sedes pachnie kostką toaletową. Czekają cierpliwie. Tak jak i my.



środa, 12 lutego 2014

Czego nie nauczyli mnie w szkole...

I nie nauczyli mnie tego z mojej winy. Bo ja pewnie z chęcią chodziłabym na takie lekcje, żeby nauczyć się wyrażać to, co zalega w głowie i w sercu. Choć w sumie to chyba sama się tego poniekąd z własnej woli uczyłam. Taki samouk. Pisząc pamiętnik. A wracając do winnych... Wtedy w szkołach zwyczajnie nie było (wtedy, a teraz są?!) takich przedmiotów. Bo po co uczyć dzieciaki jak innych słuchać (a czy uczyli jak mówić by inni nas chcieli słuchać i usłyszeli, co chcemy przekazać? bez oskarżeń, bez pretensji. z empatią),  jak dogadywać się między sobą, czy w końcu nazywać i mówić o tym, co faktycznie w duszy gra.. Nie, źle prawię. Nie "po co" ale "jak" tego uczyć? I kto ma się za to niby zabrać, skoro sami dorośli mają poważny deficyt wspomnianych powyżej umiejętności...

Jak inaczej wyglądałby nasz świat gdybyśmy umieli :


* słuchać (nie kiwać głową ze zrozumieniem, parafrazować wypowiedź rozmówcy czy mruczeć "mhm, mhm", tylko faktycznie rozumieć logikę i sens tego, co mówi do nas druga osoba; chodzi tu o logiczne motywy, które kryją się za wypowiadanymi słowami. Słuchać to w końcu rozumieć emocje i to skąd się one biorą;
* skutecznie się komunikować (czyli umieć powiedzieć innym to, co chcę powiedzieć i to w taki sposób w jaki oni chcą o tym usłyszeć. Innymi słowy skuteczny rozmówca będzie mówił w taki sposób, że słuchająca go osoba wykona to co powiedział)
* zarządzać emocjami (chodzi o znajomość własnych emocji, czy znam słownictwo opisujące dany stan w jakim obecnie się znajduję - skąd się wziął, jakie mam reakcje w ciele i jak to na mnie oddziałuje)
* zarządzać oczekiwaniami ("jakość twojego życia zależy od tego, jak dobrze wykonasz plan B" - czyli czy wiem co zrobić jeśli plan A nie wypali, pamiętając przy tym, że brak planu B wywołuje u mnie nieoczekiwane reakcje, przestaję słuchać, tracę kontrolę nad sobą i nad swoim zachowaniem, czy zadaję pytania DLACZEGO?)
* się uczyć (wszystkiego i o wszystkim, co mnie interesuje, co jest mi potrzebne, czego wymaga dana sytuacja... Uczyć się, a nie zakuwać, żeby tylko ZZZ = Zakuć Zdać Zapomnieć)

Proste, konkretne i do zastosowania dla każdego, niezależnie od branży, czy jest to biznes czy zarządzanie ogniskiem domowym :-)

I teraz pytanie, czy jest dla mnie za późno na zmiany? Za radą prowadzącego - trzeba się wysilić i np. pójść do znajomych i zapytać ich jak się uczą, jakie mają sposoby. I wybrać sobie ten najlepszy wg nas i elastycznie dopasować go do siebie. A jeśli na zmiany faktycznie jest już za późno (tylko kto to realnie oszacuje?) to pozostaje mi kupić się na potomkach. Hm, tylko skoro potomek uczy się i chłonie całym sobą i czerpie przykład z tych, z którymi przebywa, to czego on się ode mnie nauczy? Od nauki nie ucieknę.

Inspiracje dzięki prezentacji TEDxTalks p. Jerzego Zientkowskiego http://www.youtube.com/watch?v=bcgQJnknY04




poniedziałek, 10 lutego 2014

mój domowy dżem ekspresowy

Doskonały na 4 pory roku..


3 średnie jabłka
pół gruszki
Owoce obieramy, kroimy w kostkę i dusimy/smażymy w odrobinie wody. Dodajemy cynamonu i kurkuma wg uznania.
Na koniec dodajemy sporą szczyptę cukru brzozowego (tylko dlatego że w zamyśle miałam dodanie rabarbaru, naturalna słodycz dzięki gruszce jest wystarczająca).

Wytwór ten nadaje się jako dodatek do bułeczek albo farsz do naleśników.
Dla łasuchów i nie dbających o żadne diety - można dodać tfu-nutelli... Właśnie skonsumowałam i.. ech, niepoprawnie się rozmarzyłam :)