niedziela, 30 czerwca 2013

Obserwuję Cię

Dwa słowa jeszcze w kontekście wychowania. Na dzisiejszym spotkaniu kręgu Domowego Kościoła padło, jak ważne jest żyć świadomie, w zgodzie z wartościami, z zasadami, które wprowadzają naokoło nas ład i porządek (w relacjach, ale także i ten dosłowny w domu, w szafkach, pokojach). W pędzie życia tę zależność w pewnym stopniu się zatraca, rzucamy buty w kąt, zostawiamy nieumyte naczynia, sterta ubrań do prasowania zalega na sofie. Nie dostrzegamy, nie myślimy o przyczynie i skutku, wykonujemy (albo nie wykonujemy) pewne czynności automatycznie, bez refleksji. A przecież wszystko to co robię jest na świeczniku. Codziennie, non stop. Jestem pod ciągłym "ostrzałem". Ja - rodzic, ja - żona/mąż, ja - człowiek. Kwestia rodzic-dziecko boli najbardziej, bo rośnie obok nas człowiek, który nie będzie takim, jakim chcemy aby był. Będzie taki jak my. Mądrze to ktoś ujął. Bolesna prawda, bo widzę ile mi brakuje, jak wiele jest do poprawy, do zmian.



Jutro kolejny dzień, kolejna szansa.
Ty obserwujesz mnie a ja obserwuję siebie. I wprowadzam zmiany na plus.
Dziękuję.







Owsiki

Spotkanie ze znajomymi, ciekawe rozmowy, wymiana doświadczeń. Dziś o wychowaniu. Ja stróżuję. Na schodach. Obserwuję, zabezpieczam, jestem tuż obok w razie "w". Zresztą jestem do tego wzywana:

Syn: "Mamma!"
Matka: "Jestem."
Syn: "Mammma!!"
Matka: "Jestem Kochanie, stoję, patrzę. Doskonale sobie radzisz."
Syn: "Yyyeee"(to taki dźwięczny szeroki uśmiech)

:-D

Klatka schodowa składa się z 3 biegów (sprawdziłam fachową nazwę dla pochylni ze stopniami), każdy z ok. 10 schodów. Drewnianych, więc ciepło w stopy. Runda w górę, w dół. I tak pięć razy w te i wewte. Nie ma balustrady, więc nieodzowne jest człapu człap za Malcem-raczkiem wdrapującym się po stopniach. A potem srut! i na dół. "Teraz lewa, a teraz prawa noga, o tak Synku". Rozmowa dociera do mnie echem, więc się ich doświadczeń nie nasłucham, za to cały czas wymieniam doświadczenia z małym Towarzyszem doli i niedoli :)
Matka: "Gdy schodzisz, idź bliżej ściany". I idziesz. Niesamowity Mały Mądrala. Mój Bystrzak, uczący Matkę cierpliwości i wyrzeczeń. Pokazujący, że praktykowanie jest najlepszym rozwiązaniem. A o wychowaniu to sobie mamusiu poczytasz w necie, w końcu nie na darmo naotwierałaś sobie dziesiątki zakładek w przeglądarce.

:-/

(Bo moje ostatnie ulubione zajęcie to sprawdzać wytrzymałość i przepustowość Firefoxa. Daje radę nawet z ..... [tu mąż dostanie epilepsji] z.... nie, nie napiszę. Wstyd, a pewnie i tak rekordu Guinessa nie pobiję. Dla ciekawskich ile w tej chwili mam otwartych stron - matematyczna zagadka:


W którym miejscu machnąłeś ręką / puknąłeś się w czoło? Bo ja nie mam zielonego pojęcia jaki może tu być wynik.  :-D

Wracając do schodów.... Chwilowa zamiana z Mężem, teraz on człapie za Synem. Ja idę usiąść i odświeżyć złącza w mózgownicy wsłuchując się w każde słowo doświadczonych :) Za parę minut w eterze rozlega się głośne "Mamma". I tyle się naodświeżałam. Więc znowu: "lewa noga, prawa noga. Pamiętaj, idź blisko ściany." A w duchu, a za chwilę i na ustach: "Matko i córko, Ty masz chyba OWSIKI!!".

Nie?!?!! Nie owsiki??!?!
"Zaangażowanie dzieci w aktywność motoryczną, spontaniczne zwiększanie wysiłku i stopnia trudności zadań ruchowych, determinacja w dążeniu do „ruchowego celu” wskazują na wrodzony charakter potrzeby ruchu, a nie wyraz niesforności dziecka."

Marzyłam o tym, żeby dużo raczkował bo w końcu tak się "rozwija i synchronizuje współpracę pomiędzy półkulami mózgowymi, co jest podstawą szybkiego kojarzenia, zapamiętywania i przypominania w przyszłości." Więc mam com chciała. Ejj noo, przecież się cieszę. Wewnętrznie :)

Za chwilę na piętrze Syn daje mi zaproszenie do wykazania się. Chwyta się za nos. Z oczu, gestów wyczytuję jasno i wyraźnie: "Mamo zaśpiewaj Kulfona".
"OOOOWWSSSIIIIIIIKIII WRAAAACAAAJJJCIEEE!!!!!!"



zamieszczone cytaty z http://dzielnicarodzica.pl/13003/27/artykuly/chodziak/wychowanie/Gdyby_kozka_nie_skakala









czwartek, 27 czerwca 2013

Malujemy, można jeść

Obiad "się robi". Dziś mój najulubieńszy, Syna zresztą chyba też - pieczony dzwonek łososia w ziółkach, pieczone młode ziemniaczki i fasolka podsmażana z bułką tartą - nie jest to najszczęśliwsze (czytaj najlżejsze dla żołądka) połączenie, ale trudno. Dzień w dzień kaszy jaglanej jeść się zwyczajnie nie da :) Więc skoro obiad się robi, matula chwyciła za 3 słoiczki po deserach Gerbera, podpisała je, w misce umiesiła mąkę kukurydzianą z wrzątkiem*, dodała koloru w postaci barwnika spożywczego i chlust do słoiczków. Czekają, matula też. Z trzepotem serca. I wielką nadzieję na zainteresowanie ze strony Małolata. Malarstwo piękna rzecz. A już tak pięknymi rączynami, to w ogóle. Trzepot serc + zawrót głowy. Oho, jeszcze chwila i zawał. Buhaha!

* Przeszukując sieć w końcu znalazłam coś, co będzie odpowiedzią na rozwój twórczej strony Syna (czyli chlastu-chlastu, rozwalanka naokoło siebie ["Mamo, Mamo, patrz jak ładnie ściana wygląda!" - można wyczytać z oczu], a potem mamunia sprząta; więc skoro mam sprzątać to chociaż wolę mieć satysfakcję z tego, że sama to stworzyłam, napracowałam się, poświęciłam czas gdy Syn śpi zamiast np. zrobić sobie paznokcie. No a że sprzątania będzie... i że sama w sumie jestem sobie winna - cóż, chciała żem, to mam). A z drugiej strony to coś pozwoli mi spokojnie patrzeć jak Dzieć artystycznie się rozwija i ......... się nie truje chemią jaką. A przy okazji będzie miał "przekąskę". Bo w TAKIM WIEKU przekąskę można mieć na każdym kroku - w piaskownicy ("oo, ta plastikowa łopatka jest dużo mocniejsza, trzeba mocniej gryźć"), na chodniku, koło miski psa, w samochodzie (np. okruchy ciastek na siedzeniach i podłodze - normalka), w łazience (kto zostawił mydło na podłodze?!?!?! samo spadło?!?!?!). Więc skoro w tak oczywistych miejscach jest żarcie, to na pędzelku pewnie też :-]
Więc jak to zje, to się chociaż nie pochoruje. No chyba, że zje za dużo bo jeść lubi, ale nie przewiduję bo smakowo ten wynalazek plasuje się na liście "dań" z serii "tfu, ble, tfu! wooooddyyyy!". Dla cudnego żółtego koloru - kurkuma z pieprzem (bo akurat taką mieszanką dysponuję; nota bede znakomity dodatek do wszelkiej maści dań i to dodatek o działaniu antynowotworowym), brąz z gorzkiego kakao - dałam dwie łyżeczki dla intensywnego koloru i antywaloru smakowego :) Trzeci kolor miał być zielonopodobny albo czerwony ale nie znalazłam nic takiego w kuchni co by taki odcień nadało, a Mąż do tej pory - proszony dwukrotnie - nie zamówił barwników spożywczych, więc dałam tylko 1 łyżeczkę kakao. Dzisiejsza praca będzie więc w kolorach ziemi. Bądźmy eko także w atelier.)

Czekamy dalej. Dzieć śpi już 3 godziny.

....

A jak wstał, to z ojcem na plac zabaw poszedł i tyle było malowania.
Czyli twórcza praca plastyczna przełożona na kolejny dzień. Się napaliłam a tu jak zwykle. :-)






wtorek, 25 czerwca 2013

Trzymaj się od swojego dziecka z daleka!

Wpis inspirowany artykułem: http://dziecisawazne.pl/jak-uczyc-dziecko-podejmowania-decyzji-trzymac-sie-z-daleka/

Dokładnie tak - z daleka. Ze swoimi radami, uwagami, komentarzami, i - nie daj Boże - krytyką. Wtedy gdy dziecko doświadcza czegoś nowego, eksploruje i poznaje, ale też gdy ma do podjęcia decyzję, gdy zastanawia się nad wyborem X lub Y i gdy stwierdza, że to będzie jednak Z. "Bądź przy nim z mądrą pomocą, ale nie wyręczaj w każdej sytuacji." Bądź gotowy do działania."Odsuń się i daj dziecku samemu doświadczać różnych codziennych wydarzeń. Niech od teraz rozwiązuje problemy, które są w zasięgu jego ręki." Daj dziecku przestrzeń na samodzielność, na zastanowienie się co, jak. Ono da sobie radę - zaufaj. Kreatywność dzieci jest niesamowita i może zaskoczyć (fakt, w obie strony). Szczególnie zachwyca mnie podczas zabawy (którą często my-rodzice traktujemy z przymrużeniem oka, a przecież to dla dziecka nauka, niesamowity czas poznawania świata!!). Zostaw dla siebie instrukcje jak co robić, uwagi, że to może niekoniecznie tak, może spróbuj w ten sposób. Obserwuj, bo gdy siedzisz obok zauważysz, że najprostsza rzecz może stać się dla dziecka źródłem niesamowitej radości i zabawy: monety, pałeczki do sushi, kolorowe karteczki - podałam je dziecku bo miałam myśl A, a maluch wykombinował z taką naturalnością czynność A4, AT, B, XCA, Z ;)

Kiedy przyjdzie do ciebie z problemem po gotowe rozwiązanie, bądź czujny - ciesz się, że jesteś (jeszcze) autorytetem, że pyta cię o zdanie, że liczyć się z tobą. To czas próby - dla ciebie. Zamiast gotowej odpowiedzi zapytaj: "a Ty jak byś postąpił?", "jak myślisz, co można by teraz zrobić?", "a jak Ci się wydaje?". Naucz je myśleć i dostrzegać potencjał jaki jest w nim samym. Pewnie na początku się zdziwi, może zirytuje, powie, że nie wie, że przecież jest jeszcze dzieckiem albo że nie ma czasu na zastanawianie się. Ucz je samodzielności. Przecież chcesz by takim było gdy dorośnie. Szczęśliwym i samodzielnym człowiekiem.

Pamiętam sytuację z dzieckiem (ok. 3-4 latek), które było na etapie wszechobecnych wwiercających się w mózg pytań "a po co?", "a czemu?". Kolejna odpowiedź dorosłego rodziła natychmiastowe jakby automatyczne "a po co!?!?!". Z punktu widzenia dorosłego - niekoniecznie sensowne, raczej po to żeby nie było ciszy (delikatnie rzecz ujmując). Nagle z ust dorosłego pada w stronę dziecia: "a jak myślisz?". Cisza. (WOW! zadziało!!!) Ekhm, czyżby nowość dla szkraba? Czyli jest w życiu dziecka taki moment aby zacząć uczyć je samodzielnego myślenia. Bo owszem odpowiadać na pytania trzeba ale też trzeba pokazywać, że odpowiedzi znaleźć można gdzie indziej. I dać sobie tym samym wolności, przestrzeni.

Zgadzam się z autorem, że podstawą w relacji rodzic - dziecko powinno być obustronne zaufanie. Jeśli daję dziecku możliwość znalezienia odpowiedzi - daję mu wolność i wpisuję w twardy dysk świadomość, że potrafi, że da radę jeśli tylko spróbuje. Przekazuję mu informację, że na początku warto zapytać siebie czy znam odpowiedź, a dopiero potem poprosić kogoś o pomoc. A może z czasem będzie to zupełnie samodzielne radzenie sobie. Super podsumowaniem mojej myśli jest takie zdanie: "Daj dziecku poczuć, co się dzieje w zależności od tego, jakie rozwiązania wybierze. Daj mu poczuć, że jest samodzielne. Wtedy nigdy nie przestanie takie być."


A miało być krótko: pierwsze myśli i spostrzeżenia :)





sobota, 22 czerwca 2013

Jak odmawiać

Tato, pobawisz się ze mną?
- Nie, gotuję teraz obiad.

- Tato, pobawisz się ze mną?
- Tak, jak skończę gotować obiad.

I tym sposobem dziękujemy frustracji u osoby, która otrzymuje odpowiedź nr 2.

ZZŻ - zapamiętać, zastosować, żyć tym!!!





środa, 19 czerwca 2013

Złośnica

"Złość piękności szkodzi" - to prawda. Szczególnie gdy przeżywamy ją niezgodnie z instrukcją obsługi siebie, swego ciała. Tłumiona złość skraca nam życie. Nie zastanawiamy się nad tym, pewnie nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Instrukcja obsługi siebie zwykle gdzieś się zapodziała albo nigdy nikt jej nam nie dał. Więc działamy po omacku, popełniając co rusz to ciekawsze błędy, załamując się spostrzeżeniami, że im dalej w las (życiowy), tym łatwiej wcale nie jest. A miało być tak pięknie.
Piszę "my" bo tak mi bezpieczniej. Ciężko mówić o sobie, odkrywać kolejne braki albo niepochlebne nadmiary. Potrzeba odwagi. Odwago przyjdź!
Czas na rozprawienie się z tym, co żre mnie od środka.

Jak przeżywam złość? Jakie mam myśli i odczucia, co czuję  w ciele? Jakie inne emocje temu towarzyszą?
Pierwsza myśl: bezsensu, nie wiem, idę dalej. Druga: zaczekaj! Zastanów się, jesteś tu dla siebie. Pierwsze skojarzenie: złość = zło, balast, przeszkoda w nawiązywaniu kontaktów, poznawaniu i akceptowaniu siebie a w konsekwencji innych. Bo gdy czuję złość, mam ochotę komuś przywalić, obgadać, dogadać. Ale słowa klinują się w gardle. W głowie tumult myśli, wyjaśnień, pytań i próśb, a usta milczą. Czuję, że dygoczę, trzęsą mi się ręce. Pulsuje głowa, serce kołacze. Mam spuszczony wzrok, nie umiem wtedy patrzeć w oczy. Sobie przede wszystkim. Bo czuję się źle z sobą, najchętniej wybiegłabym, ukryłabym się, wypłakała. Wiem, że odblokowanie myśli i choć krótkie zdania zmieniłyby daną sytuację /rozmowę diametralnie, ale wewnętrzny doradca robi za adwokata diabła. Więc milczę, zżera mnie od środa, myśli się kotłują, słucham i wyrokuję. Ostatnio darłam na drobniutkie kawałki kartkę papieru. Gdyby nie to, musiałabym uciec do drugiego pokoju żeby się uspokoić i odciąć. A wolałam zostać, bo a nuż się odblokuję... Myślenie życzeniowe.
Nie lubię tego stanu.






Moja ukochana złość

"Złościć się na właściwą osobę, we właściwym stopniu i właściwym momencie, we właściwym celu i we właściwy sposób". (Arystoteles)

1. Złościć się na właściwą osobę:
Czy nie jest tak, że swoją złość kierujemy najczęściej na tych, których najbardziej kochamy lub tych, którzy w naszym odczuciu są słabsi (fizycznie lub pod względem psychiki/emocji)? Na męża/żonę, dziecko, rodzica, brata/siostrę. A jakże trudno jest wylać z siebie złość w stosunku do osoby, z której nie jestem w dużej zażyłości - koleżanka z pracy, sąsiad, pani w kolejce, mrukowata ekspedientka, itp. Sztuką zatem jest złościć się na tę osobę, która faktycznie zawiniła lub ma wkład w moje obecne samopoczucie.
Z otwartością, asertywnie, szczerze, bez wdawania się w zbędne szczegóły, z empatią. Czyli szykują się kolejne lekcje do odrobienia... :)

2. we właściwym stopniu
Umieć powiedzieć "stop", koniec z narzekaniem i użalaniem się nad sobą. Złość potrafi być męcząca, wypala. Ale nie ma obezwładniać głowy i ciała. Ma być adekwatna do sytuacji. Tylko jak to wyważyć?

3. we właściwym momencie
Mąż wraca z pracy, zmęczony (a kto nie jest?), widać po jego wzroku, że chce chwilę odpocząć (ja też, cały dzień z omc 2-latkiem daje w kość, do tego na widok taty dostaje spazmów, chce na ręce, jakby działa mu się jakaś krzywda..) ale jak tu czekać z informacją, z dzieleniem się stanem ducha (lub jego brakiem), który moment ma być najwłaściwszy, kiedy powiedzieć. Im dłużej będę to w sobie dusić tym z większą siłą wybuchnę. Trudno, mówię teraz, olewam konwenanse, nie korzystam ze wskazówek jak empatycznie przekazać stan swojej głowy. No i klops. Normalka. Jak zawsze gdy myślę "ja, moje, dla mnie, bo czemu by nie?!"). Oczywiście okazuje się, że moment, który wybrałam nie jest najszczęśliwszy.

4. właściwym celu
Chcę pomóc w danej sytuacji, czy tylko ulżyć sobie? A może odegrać się za coś, wywalić jakieś smrodki z przeszłości. No bo może jak z siebie to wywalę, to poczuję się lepiej...?

5. i we właściwy sposób
Porozumiewać się bez przemocy: słownej, fizycznej, obezwładniającej ciszy i milczenia. Gdy mnie boli dana sytuacja, wsłuchać się w nią a potem powiedzieć o tym, pamiętając o szacunku dla siebie i dla słuchającego.

Złość - część mnie. Uczę się ją akceptować.





poniedziałek, 17 czerwca 2013

Kosmita

Urzekło mnie zdanie z bloga wrolimamy.pl, które opisuje dokładnie to co myślę o sobie jako mamie:

"W moim odczuciu jestem ZWYKŁĄ Mamą, traktującą swe dziecko jak CZŁOWIEKA,  pozwalającą mu na SAMODZIELNE odkrywanie świata i BEZTROSKIE dzieciństwo pełne miłości.  Jednak kiedy przyjdzie mi stanąć obok innej mamy, czuję się czasem jak Obcy, który przybył na Ziemię przypadkiem, jakby omyłkowo i na dodatek wyprawia ze swym potomkiem co najmniej dziwne rzeczy.."

To a apropos tego, że pozwalam Synkowi jeść "dorosłym" widelcem (ojej a jeśli wydłubie sobie oko?), pić ze szklanki (a jeśli ją ugryzie?!), samodzielnie pić wodę z butelki plastikowej i pozwalać żeby zalał sobie wodą buzię, koszulkę, spodenki, podłogę. Uwielbiam patrzeć jak je ... rączkami, bo tak jest najszybciej i najsmaczniej a już na pewno najlepiej pod względem koordynacji ruchowej i przyszłej sprawności manualnej. Potem wszystko wokół trzeba przetrzeć, umyć, przeprać. Resztkami mięsnego posiłku zajmuje się pies, więc tu mam luz, a tak - mam zwyczajnie więcej gimnastyki i częściej wymieniane ścierki. Staram się nie wtrącać do zabawy Dziecku, nie zagadywać go, nie przeszkadzać gdy się zamyśli lub "zawiesi". Nie zabraniam rozrzucania fasolki/klocków/kolorowych patyczków po całym pokoju bo widzę że się uczy, że poznaje, że obserwuje lot przedmiotów (nota bene ostatnio doskonale rozścielił fasolkę po caluśkiej podłodze, bacząc uważnie gdzie jej jeszcze nie ma, no bo jak pusta przestrzeń?!), uczy się, koduje, naśladuje. A ten jego uśmiech, gdy może wykonać jakieś szaleństwo... :)
Zachęcam do samodzielnego wdrapywania się na zjeżdżalnie, krawężniki, na szorowanie kolanami chodników, rzucanie kamyczkami (ostatnio do sprzątania wzięłam zmiotkę bo nie nadążałam; niestety wiek 1rok + 8 miesięcy to nie jest najszczęśliwszy czas aby dziecko samo zebrało WSZYSTKIE kamyczki/fasolki {klocki owszem bo są duże} ale to ewidentnie zależy od dnia), na eksplorowanie piaskownicy gołymi stópkami nawet gdy słońce tylko przebija się przez chmury, na zabawę niestandardowymi "zabawkami" (pojemniczek po witaminkach, kubełek po śmietanie, korale na sznurku), do taplania się w baseniku na balkonie (podczas gdy sama lepię kluski w kuchni, zerkając od czasu do czasu co tam w wodnym świecie słychać). Pozwalam na wiele, wierząc że wyjdzie to nam wszystkim na dobre.
Póki co wychodzi.




Sztorm i wiatraki?

"Gdy przychodzi sztorm, niektórzy stawiają mury, inni budują wiatraki" (przysłowie chińskie)

To tak krótko, bez zbędnego rozpisywania się.
Przyjmować to, co przynosi życie. Kreatywnie. Pamiętając, że nic nie dzieje się po nic.




niedziela, 16 czerwca 2013

Monte - Montesorri :)

Nic nie skomentuję. Lubię!


 Pedagogika Montessori

Pedagogika Marii Montessori jest bezpośrednio skierowana na dziecko i jego potrzeby, na jego spontaniczną aktywność oraz dążenie do niezależności od dorosłych.
•    odpowiednio przygotowane OTOCZENIE
•    pomocny NAUCZYCIEL
•    stosowny MATERIAŁ DYDAKTYCZNY
Te trzy komponenty tworzą idealną wspólnotę, która wychodząc naprzeciw pragnieniom i zainteresowaniom dziecka, umożliwia wszechstronny jego rozwój.

OTOCZENIE

Właściwie przygotowane otoczenie powinno wspierać rozwój dziecka i doprowadzić je do samodzielności, odpowiedzialności, niezależności, a także miłości do świata. Musi odpowiadać potrzebie ruchu dziecka i przez swą atrakcyjność być zaproszeniem do działania. Jednocześnie jawić się powinno jako uporządkowana całość, w której dziecko mogłoby się czuć dobrze i bezpiecznie. I tak już przekraczając progi domu dziecko powinno czuć się jak gość, być radosne i zadowolone.
Budynek powinien być niski, pomalowany na jasny, ciepły kolor i znajdować się w ogrodzie. Sale w nim mają być funkcjonalne, meble lekkie, niskie, o prostej konstrukcji, estetycznie wykonane. Ich wielkość powinna być dopasowana do wzrostu dziecka, wielkości jego rąk i zasięgu wzroku.

NAUCZYCIEL

Maria Montessori określa nauczyciela jako "pomocnika dziecka" w jego uczeniu się, gdyż tylko schodząc na drugi plan, daje on możliwość wyzwolenia się dziecięcej energii. Wychowawca powinien być pośrednikiem miedzy materiałem dydaktycznym, a dzieckiem, zrezygnować z funkcji wykładowcy , a przyjąć rolę pomocnika i obserwatora. W trakcie pracy z pomocami rozwojowymi powinien mówić jak najmniej, bo to nie jego wyjaśnienia są istotne, lecz dziecięca ciekawość i dociekliwość. Dziecku poszukującemu, nauczyciel powinien dać odczuć swoją obecność, natomiast temu, które już zajęło się konkretną pracą, nie powinien przeszkadzać. Ten czas może przeznaczyć na wnikliwą obserwację i zanotowania postępów dziecka w nauce w tzw. "dzienniczku osiągnięć".

MATERIAŁ DYDAKTYCZNY

Jest to namacalna forma zdobywania wiedzy. Jego podstawowym zadaniem jest pobudzenie dziecka do ruchu, rozwijanie jego osobowości i inteligencji. Dzięki możliwości samodzielnego wyboru pracy, samokontroli i wielokrotnego powtarzania, dziecko bez przymuszania nauczy się samodzielnego, krytycznego myślenia, pracowitości, cierpliwości i dążności do celu. Cechy pomocy rozwojowych:
  • estetyka wykonania
  • aktywność - zachęcają do działania
  • ograniczenie - każda pomoc , która występuje w sali jest jedyna i niepowtarzalna
  • samokontrola - pozwala na bezpośrednie sprawdzenie swoich postępów
Ich przeznaczenie i budowa dostosowane są do pojawiających się wrażliwych faz i dzielą się na następujące grupy:
  1. Do praktycznych ćwiczeń dnia codziennego.
  2. Do kształcenia zmysłów.
  3. Do edukacji matematycznej.
  4. Do edukacji językowej.
  5. Do wychowania kosmicznego (nauka o wszechświecie).
  6. Do wychowania religijnego.
Istotnym warunkiem jest "widoczność" pomocy, czemu służą otwarte półki w szafkach. Tylko wtedy, gdy widać pomoc, dziecko ma szansę samo się nią zająć i zafascynować.

Źródło:  www.ziarenko.com.pl, http://www.szkola-montessori.com.pl/p/pedagogika-montessori.html




sobota, 15 czerwca 2013

Oddać, nie oddać

Dzieć śpi więc pomiędzy krzątaniem się w kuchni i łazience zasiadłam przed komputer i czytam. Na stronach dotyczących kwestii dzieciowo-rodzicowych rozgorzała ostatnio dyskusja (rozpoczęta przez Dorotę Zawadzką, a może kogoś innego, nieważne) czy uczyć dziecko aby oddało gdy ktoś je uderzy, czy też nie.
Co człowiek to inna opinia, chyba normalne. W komentarzach pod tekstem DZ roiło się od stwierdzeń, że oddać trzeba bo przecież ciamciaramci wychowywać to oni nie będą.

A ona pisze tak: "W sytuacji, gdy dziecko zostanie uderzone, bijący raczej nie przejmie się cichym płaczem - może go jednak zaskoczyć głośne, stanowcze stwierdzenie czy nawet krzyk "nie wolno ci tak robić!". Często wystarcza choćby spokojnie acz głośno zadane pytanie „dlaczego mnie bijesz?” To naprawdę działa." No i ja się teraz pytam, co mam robić, którą drogą iść, bo choć Dzieć mój jeszcze maleńki to jednak chłop i żyć pomiędzy tymi nie-ciamciaramciami będzie.

W innym artykule-polemice czytam że "Jeśli chodzi o przepychanki większość takich sytuacji dzieci doskonale rozwiązują między sobą bez udziału dorosłych i ci co dziś się tłukli jutro mogą być najlepszymi przyjaciółmi choć ich rodzice na szkolnym zebraniu dąsają się na siebie miesiącami. W tym dąsaniu i mijaniu się bez pozdrowienia jest więcej agresji niż mali chłopcy skaczący do siebie po lekcjach jak koguty kiedykolwiek zdołaliby przez siebie przepuścić. Tym co nie wierzą gorąco polecam Rzeź Polańskiego, gdzie on ten problem bardzo klarownie przedstawia. Czasem bijatyka między dziećmi to większy problem dla rodziców niż dla dzieci". źrodło Coś faktycznie w tym jest.

Fragment pogrubiony oddaje stan mego umysłu, jak nie wierzę w siebie jako w człowieka pełnego wartości i godności, jeśli tego nie czuję, to każda sytuacja może być dla mnie zagrożeniem, zagrożeniem mojego jako tako chronionego bezpieczeństwa. Walczymy w życiu nie tylko na pięści. Każdy egzamin do gimnazjum, ogólniaka czy na studia jest walką (przecież nie wszyscy się dostaną tam gdzie chcą) a dla niektórych walką na śmierć i życie. Każdego roku od 35 do 67 dzieci w Polsce popełnia samobójstwo z powodu problemów szkolnych. Wiele jest możliwych przyczyn tego stanu rzeczy, ale jedną z nich może być właśnie brak tej drugiej instancji. Przegrywasz – nie zdajesz egzaminu, nie dostajesz się, stoisz w osiągnięciach niżej niż inni – ale wciąż jest coś co sprawia, że jesteś coś wart. Nie godność osoby wynikająca wprost z jej sukcesu i pozycji i będąca tej pozycji przedłużeniem, ale godność każdej osoby przynależna jej m i m o pozycji. Jeśli tego nie ma, jeśli nie ma wbudowanej w umysł opcji żeby pomyśleć w ten sposób, to każda przegrana jest ostateczna."

I jeszcze to, że jesteśmy najwyżej w łańcuchu żywieniowym (hiehie). Że to co nas odróżnia od zwierząt i sprawia, że nie znajdujemy się w świecie zwierząt, to refleksja: "Oprócz prostego „on mi zabrał misia” które rozumie każdy kot i każdy pies mamy dodatkową kategorię. On    n i e     p o w i n i e n     zabrać mi tego misia bo miałem     p r a w o    do niego a on nie. Czyli wprawdzie nie mam misia, ale mam poczucie, że to jest    n i e s ł u s z n e". 

A to jest super ujęte, czyli podsumowanie akapitu powyżej: "Pomyśleć coś takiego umie tylko człowiek. Dzięki istnieniu tej kategorii myślowej możemy czuć się wygrani nawet wtedy kiedy przegrywamy i ten niuans jest podstawą istnienia całej ludzkiej kultury. Jeśli nasz przekaz kierowany do dziecka tego nie uwzględnia, to w każdej sytuacji konfrontacji ono walczy o najwyższą stawkę. Bo jeśli przegra, to nie zostaje mu absolutnie nic więcej. Słabszy jest po prostu słabszy i nie jest w żadnym aspekcie lepszy – moralnie, estetycznie, czy jakkolwiek. Przegrany przegrywa wszystko, wygrany wygrywa całość.

Tyle.
Dzieć wstał.




poniedziałek, 10 czerwca 2013

Kurą żem?

Zaznaczyłam ten artykuł do przeczytania gdy się ukazał, czyli w marcu 2012, czyli dawno temu. I tak jak wtedy grzebałam w błocie jak bohaterka tekstu, tak grzebię i teraz, a przecież minął szmat czasu i tak wiele się zmieniło więc POWINNAM być "mondrzejsza". A jednak niekoniecznie, bo skoro strach to zaraz za nim paraliż i skupienie na tym, na czym skupienia być nie powinno.
Do zmian, człeku, bierz się za zmiany!
Hm, pierwsza już jest. Na poziomie mózgownicy (móżdżku? hiehie) bo widzę. I woli - bo chcę.


Temat: „Wykaż związek kury domowej z życiem duchowym”. Proszę bardzo…

Ojciec Enrique – jeden z charyzmatycznych włoskich kapłanów pracujących w slumsach Sao Paulo opowiadał nam o tym, że babcia uczyła go, jak się unieruchamia kurę. Trzeba narysować na asfalcie linię, a potem chwycić kurę i zbliżać ją powoli do tej linii. Ona w pewnym momencie dostaje tak zwanego strita, zeza, fiksuje, jest ogłupiała. To ją paraliżuje – opowiada dominikanin o. Wojciech Prus, który słyszał ten wykład o drobiu – Człowiek tak skupia się na swym grzechu, że w pewnym momencie nie widzi niczego innego tylko tę jedną linię. I to go paraliżuje. Przykład jest genialny. Ja nie wiedziałem, że kury tak mają. Ale wierzę tym kapłanom, bo ci faceci pochodzą z Sardynii, z kontekstów wiejskich (śmiech).
To genialne w swej prostocie wytłumaczenie słów psalmisty: „Grzech mój jest zawsze przede mną”. Ten bezbłędny werset dotyka mnie od lat. Skupiony na własnym grzechu nie widzę niczego poza nim. Skupiony na cieniu nie dostrzegam promieni słonecznych. Grzech jest przede mną. Wyprzedza mnie, zasłania wszystko wokół.
Miał rację Baal Szem Tow nauczający: „Świat jest pełen świateł i tajemnic, a człowiek zasłania się przed nimi swoją małą dłonią”.
Ale wracajmy do kury.
Ks. Franciszek Blachnicki na przykładzie gallus gallus domesticus (kury domowej) wyjaśniał nasze tendencje do „równania w dół”.
– Grzebiemy w ziemi, w grzechu. I uznajemy to za nasz naturalny stan – opowiadał – Od czasu do czasu podskoczymy, pofruniemy, ale tylko po to, by znów wylądować w błocie. Tymczasem to nie jest nasz naturalny stan! Naszym środowiskiem naturalnym jest trwanie w łasce, a nie broczenie w grzechu. Jesteśmy stworzeni do rzeczy większych…
„Gdy spoglądam na siebie oczami innych ludzi, dochodzę do wniosku, że jestem całkiem przeciętną osobą. Patrząc na siebie od wewnątrz, uważam siebie za kogoś jedyne­go i niepowtarzalnego, za kogoś wyjątkowo cennego, kogo nie sposób zastąpić” – opowiadał Abraham Joshua Heschel.
I co tu dużo gadać, miał, kurczę, rację.

treść z http://gosc.pl/doc/1098900.O-kurka





niedziela, 2 czerwca 2013

Ciekawe fakty

FAKT 6: Dzieci odczuwają stany emocjonalne dorosłych „przez skórę”.
Wcale nie musimy krzyczeć, płakać czy nerwowo gestykulować, by dziecko poczuło nasze zdenerwowanie. Maluch współodczuwa stan emocjonalny osoby, która się nim zajmuje.
Świeżo upieczona mama opiekuje się dzieckiem przez cały dzień. Jest niewyspana, zmęczona i poddenerwowana, gdyż to jej pierwsze dziecko i nie wie, czy postępuje właściwie. Dziecko współodczuwając emocje też jest rozdrażnione i cały dzień płacze. Wieczorem tata wraca z pracy, bierze je na ręce, a ono natychmiast się uspokaja, gdyż wyczuwa spokój ojca. Mama pozostaje w przekonaniu, że jest kiepskim rodzicem, który nie potrafi uspokoić własnego dziecka. Następny dzień rozpocznie z jeszcze większym niepokojem, które natychmiast wyczuje maluch. Aby przerwać to koło, mama przede wszystkim musi o tym wiedzieć. Powinna mieć okazję, by na chwilę odpocząć, w miarę możliwości zrelaksować się, chociażby poprzez spokojne oddychanie i uśmiech na twarzy. Dopiero teraz może wziąć malucha na ręce. To jedyna droga.


 FAKT 7: Dzieci naśladują nasze emocje.
Około 15 miesiąca życia mózg do swojej bazy reakcji włącza wzory zachowań emocjonalnych, które pozostają w nas już na całe życie. Te wzory czerpią ze swojego najbliższego otoczenia. Naśladują nas w najmniejszym geście i idealnie wykorzystują tę wiedzę w adekwatnej sytuacji. I jak tu teraz przez 24 h zachowywać się tak , by nasz potomek miał tylko idealne wzorce? Na szczęście jest to niewykonalne. Dzieci będą naśladować dobre i złe zachowania. Potrzebują tej różnorodności by dobrze poznać daną emocję. Gdy źle zachowamy się przy dziecku, nie możemy udawać, że nic się nie stało. Udawanie nic nie da, bo dzieci i tak wyczuwają w jakim stanie jesteśmy. To doskonały moment na lekcję o emocjach. Nie mogłam znaleźć kluczy, a bardzo się spieszyłam. Byłam na siebie bardzo zła, tak zła, że aż kopnęłam drzwi. Następnym razem tupnę nogą. O tak!... A drzwi zostawię w spokoju, jeszcze się nam przydadzą.


FAKT 8: To rodzice pomagają dzieciom w radzeniu sobie z emocjami, uczą jak je pokazać, nazwać, skontrolować. Nikt inny tego nie zrobi za nas lepiej niż my.

- Dowiedzmy się o emocjach dzieci, jak najwięcej. Potrzebujemy tej wiedzy zdecydowanie bardziej niż kolejnych informacji o zupkach, kremikach czy „wypasionych” wózkach.
- Uspokójmy swoje emocje i uśmiechnięci weźmy swoje dziecko na ręce.
- Pozwólmy na doświadczanie silnych emocji wówczas, kiedy nasze dzieci są jeszcze małe.
- Rozmawiajmy z dziećmi o emocjach, nazywajmy je, pokazujmy, wyznaczajmy granice.
- Przytulajmy, całujmy lub chociaż dotykajmy nasze dzieci. Potrzebują tego, by się uspokoić. Dotyk wyzwala oksytocynę, która ma za zadanie ukoić i wyciszyć organizm. Dzieci potrzebują dotyku jak powietrza, nawet te w wieku szkolnym.

Emocje stanowią naszą podstawę. Ich dojrzałość warunkuje prawidłowy rozwój społeczny i intelektualny. Sprawia, że dzieci czują się bezpiecznie i mają tą pewność siebie, która pozwala im wychodzić naprzeciw światu.


źródło: rodzice przyszłości 



 

Linki rozwojowe

znaleziska nt. rozwoju dziecka

inteligencja muzyczna http://www.youtube.com/watch?v=c6KCHTMONTc
i.e. to wrażliwość na dźwięki otaczającego nas świata
przyjęło się uważać, że każdy rodzi się z i.e. w większym lub mniejszym stopniu
twórca metody Suzuki uważa, że każdy rodzi się z takimi zdolnościami do rozwoju tylko to środowisko stwarza lepsze lub gorsze warunki - czyli kontakt z muzyką jak najwcześniej, najlepiej już w kołysce jest najskuteczniejszy  (dobrze by początkowo dziecko rozwijało i.e. poprzez śpiewanie, klaskanie; w wieku 3 lat wprowadzanie instrumentu, którym ma się bawić bo nauka poprzez zabawę jest najskuteczniejsza -najlepiej ze swoim rodzicem, nauka świata muzyki poprzez zabawę z instrumentami muzycznymi --> fantastyczna pamięć, koordynacja ruchu, wrażliwość)

muzyka a potencjał umysłowy dziecka http://www.youtube.com/watch?v=YkyPYNbApK4
udowodniono, że muzyka wpływa na ogólny rozwój dziecka od urodzenia
na początku dziecko zainteresowane jest głosem i śpiewem (ze słowami) co pozytywnie wpływa na rozwój mózgu (muzyka przetwarzana jest przez lewą półkulę; mowa - przez prawą; śpiewanie wymaga współpracy oby półkul więc stymuluje rozwój połączeń między półkulami. Takie dzieci lepiej gaworzą, wydają z siebie bardziej zróżnicowane dźwięki.
muzyka ma szerszą skalę , więcej barw dźwiękowych, uporządkowaną strukturę --> poruszanie się po obszarze nowych doznań
zapamiętywanie muzyki --> rozwija pamięć
muzykujące dzieci lepiej uczą się wszystkiego
6-9 r.z. - tu ujawniają się najważniejsze umiejętności muzyczne dziecka; najbardziej podatne na muzyczne kształcenie
amatorskie uprawianie muzykowania --> świetne wyniki w nauce --> lepszy rozwój społeczny

PODSTAWOWY WARUNEK - rozwijanie od początku słuchu muzycznego

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

co jest ważne dla rozwoju inteligencji dziecka http://www.youtube.com/watch?v=jDXXLuK5vl0
* bezwarunkowa miłość
* akceptacja zainteresowań dziecka nawet jeśli są dla nas z innej planety :) wspieranie inteligencji poprzez rzeczy, które wymagają od dziecka zaangażowania i pasji (mózg odpływa, uczy cierpliwości i inwestowania)
* komunikacja, umiejętność pracy z innymi - jest podstawą do dobrego funkcjonowania w społeczeństwie, zatem: WYSYŁAĆ DZIECKO DO INNYCH, pokazywać, że są inni ludzie, że świat polega na kooperacji (inteligencja społeczna)
"osoby które odnoszą sukces największy to osoby, które umieją się komunikować z innymi"

jak stworzyć warunki do rozwinięcia potencjału dziecka http://www.youtube.com/watch?v=0EHZDTSVyyg

połączyć 2 rzeczy:
1. dać "tak dużo ciepła ile tylko dziecko może wchłonąć, a nawet do momentu aż się zacznie z niego ulewać"
2. tyle wymagać ile dziecko jest w stanie

Przecież sami dumę i satysfakcję w życiu mamy z tych rzeczy, które przychodzą nam z trudem
Odejmując dzieciom trudu, powoduje że nie tylko czujemy się bezużyteczni
Dziecko ma samo w sobie wszystkie niezbędne narzędzia.

cdn

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

jak okazywać bezwarunkową miłość http://www.youtube.com/watch?v=67c29evgzes
bezwarunkowa miłość: to m.in. kontakt wzrokowy, rozmowa, przytulanie, kontakt dotykowy, zabawy paluszkowe, trzymanie za rękę
oraz
niezaprzeczanie uczuciom dziecka ("boję się psa/dentysty" vs. "taki duży chłopak i panikuje?!"). Niezaprzeczanie zakłada przyjmowanie dziecka z jego emocjami (przyjmowanie, że czasem popłacze, ma gorszy dzień --> dziecko czuje że jego uczucia są ważne, że jest akceptowane, że to co przeżywa jest ważne i istotne)
podstawa to właśnie AKCEPTACJA, a za nią stoi nasza bezwarunkowa miłość

Jak przygotować proedukacyjne otoczenia dla naszego dziecka http://www.youtube.com/watch?v=fJts_vAru5E 
dziecko poznaje świat wieloma zmysłami, ważne są więc stałość i porządek w jego otoczeniu (kubeczek, talerzyk i sztućce powinny być w stałym dla niego miejscu)

poczucie bezpieczeństwa http://www.youtube.com/watch?v=i6oCMLPXnt8
należy BYĆ, na początku to OBECNOŚĆ (czas poświęcany dziecku), kontakt wzrokowy, dotykowy, czytanie mu, mówienie, rozmowa, zabawa (dziecko tu poznaje świat, modeluje, naśladuje dorosłych = sprzyja relacji, rozumieniu, możemy przerabiać różne sytuacje które zdarzyły się w życiu dziecka; wymaga skupienia ze strony rodziców; dziecko potrzebuje bawić się samodzielnie ale i z rodzicami)

stałość poglądów i pomysłów (z jednej strony plastyczność dopasowanie do dziecka i sytuacji + świadomość siebie, św. własnych emocji i reakcji, dobra obserwacja dziecka = wiem jak postępować z dzieckiem, żeby czuło się bezpieczne, czyli wiem kiedy być stanowczą kiedy dziecko potrzebuje stanowczości, kiedy dziecko chwalić, wspierać (emocjonalnie, zachowania).