środa, 20 marca 2013

Sen o... odejściu

Wczoraj Dzięcię me było niczym CUD, miód i malinki (za orzeszkami niespecjalnie przepadam, chyba że w cieście orzechowym): uśmiechnięte, chętne do proponowanych zabaw, zainteresowane, skupione, wyciszone, wariacko chowające się pod koc i mówiące "mmMa! (czyli "nie ma") a potem "Jeeee!!" (tzn. "jest") :-)
A dziś od rana totalny zwrot akcji: marudzenie, miauczenie, pochlipywanie, szarpanie za rąbek szlafroka, tylko na ręce i na ręce. Jednym słowem ciężko. I jak to w życiu, atmosfera rozlała się po całym domu: była w salonie, kuchni, łazience. Tylko WC był jakby nietknięty, ale niestety nie miałam jak się tam ukryć. I tak poranek zamiast pełen radości z tego, że jesteśmy, że mamy siebie nawzajem, że możemy spokojnie zjeść razem śniadanie, że.... itp itd, był zwyczajnie uwierający, męczący. Ja byłam męcząca. Dopiero 9 a ja już się sama sobą zmęczyłam.

A wczoraj na rekolekcjach ksiądz tak mądrze mówił o życiu emocjonalnym, jak je sobie komplikujemy, jak to cudnie się nakręcamy negatywnymi myślami, spostrzeżeniami, domysłami, jak wymyślamy sobie problemy..
A u mnie w głowie piętrzyły się stosy niedorzecznych myśli, że mąż nie robi tego czy owego tak jak się powinno to zrobić, że odłożył to czy owo nie tu gdzie trzeba, że mógłby zająć się Małym (przecież się zajmował, odbywali razem poranny rytuał mycia zębów, czesania się, podawania ubrań tacie!! Ale nie, nie tak, nie tu, nie teraz...)

Wymuszony całus na do widzenia. Zamrożenie uczuć, odrętwienie, zamknięcie w sobie, jakiś niesprecyzowany żal (do siebie, do Męża?) ...

Mąż: "Śniło mi się dziś, że Cię nie było.."
Ja: "A gdzie byłam?"
Mąż: "Umarłaś."
Ja: "Na co?"
Mąż: "Nie wiem, to było już jak Ciebie nie było. Leżałem z Synkiem na łóżku i ryczałem. Nie wiedziałem co robić...."
..............................

Ot i masz.
SOLE TRZEŹWIĄCE.
PRZEBUDZENIE.
I po co te żale, domysły, niedorzeczności? 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz