Dzieć śpi więc pomiędzy krzątaniem się w kuchni i łazience zasiadłam przed komputer i czytam. Na stronach dotyczących kwestii dzieciowo-rodzicowych rozgorzała ostatnio dyskusja (rozpoczęta przez Dorotę Zawadzką, a może kogoś innego, nieważne) czy uczyć dziecko aby oddało gdy ktoś je uderzy, czy też nie.
Co człowiek to inna opinia, chyba normalne. W komentarzach pod tekstem DZ roiło się od stwierdzeń, że oddać trzeba bo przecież ciamciaramci wychowywać to oni nie będą.
A ona pisze tak: "W sytuacji, gdy dziecko zostanie uderzone, bijący raczej nie przejmie
się cichym płaczem - może go jednak zaskoczyć głośne, stanowcze
stwierdzenie czy nawet krzyk "nie wolno ci tak robić!". Często wystarcza
choćby spokojnie acz głośno zadane pytanie „dlaczego mnie bijesz?” To naprawdę działa." No i ja się teraz pytam, co mam robić, którą drogą iść, bo choć Dzieć mój jeszcze maleńki to jednak chłop i żyć pomiędzy tymi nie-ciamciaramciami będzie.
W innym artykule-polemice czytam że "Jeśli chodzi o przepychanki większość takich sytuacji dzieci doskonale
rozwiązują między sobą bez udziału dorosłych i ci co dziś się tłukli
jutro mogą być najlepszymi przyjaciółmi choć ich rodzice na szkolnym
zebraniu dąsają się na siebie miesiącami. W tym dąsaniu i mijaniu się
bez pozdrowienia jest więcej agresji niż mali chłopcy skaczący do siebie
po lekcjach jak koguty kiedykolwiek zdołaliby przez siebie przepuścić.
Tym co nie wierzą gorąco polecam Rzeź Polańskiego, gdzie on ten problem
bardzo klarownie przedstawia. Czasem bijatyka między dziećmi to większy
problem dla rodziców niż dla dzieci". źrodło Coś faktycznie w tym jest.
Fragment pogrubiony oddaje stan mego umysłu, jak nie wierzę w siebie jako w człowieka pełnego wartości i godności, jeśli tego nie czuję, to każda sytuacja może być dla mnie zagrożeniem, zagrożeniem mojego jako tako chronionego bezpieczeństwa. Walczymy w życiu nie tylko na pięści. Każdy egzamin do gimnazjum,
ogólniaka czy na studia jest walką (przecież nie wszyscy się dostaną tam
gdzie chcą) a dla niektórych walką na śmierć i życie. Każdego roku od
35 do 67 dzieci w Polsce popełnia samobójstwo z powodu problemów
szkolnych. Wiele jest możliwych przyczyn tego stanu rzeczy, ale jedną z
nich może być właśnie brak tej drugiej instancji. Przegrywasz – nie
zdajesz egzaminu, nie dostajesz się, stoisz w osiągnięciach niżej niż
inni – ale wciąż jest coś co sprawia, że jesteś coś wart. Nie godność
osoby wynikająca wprost z jej sukcesu i pozycji i będąca tej pozycji
przedłużeniem, ale godność każdej osoby przynależna jej m i m o pozycji.
Jeśli tego nie ma, jeśli nie ma wbudowanej w umysł opcji żeby pomyśleć w
ten sposób, to każda przegrana jest ostateczna."
I jeszcze to, że jesteśmy najwyżej w łańcuchu żywieniowym (hiehie). Że to co nas odróżnia od zwierząt i sprawia, że nie znajdujemy się w świecie zwierząt, to refleksja: "Oprócz prostego „on mi zabrał misia” które rozumie każdy kot i każdy
pies mamy dodatkową kategorię. On n i e p o w i n i e n zabrać mi tego
misia bo miałem p r a w o do niego a on nie. Czyli wprawdzie nie mam
misia, ale mam poczucie, że to jest n i e s ł u s z n e".
A to jest super ujęte, czyli podsumowanie akapitu powyżej: "Pomyśleć coś takiego umie tylko człowiek. Dzięki istnieniu tej kategorii
myślowej możemy czuć się wygrani nawet wtedy kiedy przegrywamy i ten
niuans jest podstawą istnienia całej ludzkiej kultury. Jeśli nasz
przekaz kierowany do dziecka tego nie uwzględnia, to w każdej sytuacji
konfrontacji ono walczy o najwyższą stawkę. Bo jeśli przegra, to nie
zostaje mu absolutnie nic więcej. Słabszy jest po prostu słabszy i nie
jest w żadnym aspekcie lepszy – moralnie, estetycznie, czy jakkolwiek.
Przegrany przegrywa wszystko, wygrany wygrywa całość.
Tyle.
Dzieć wstał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz